2015/06/17

17/06/2015 samotność.

" Chyba właśnie po tym można poznać naprawdę samotnych ludzi… Zawsze wiedzą, co robić w deszczowe dni. Zawsze można do nich zadzwonić. Zawsze są w domu. Pieprzone zawsze…
~Paulo Coelho - "Całkowita samotność"

 Zawsze uważałam się za duszę towarzystwa, uwielbiałam w nim przebywać. Chyba sie myłiłam. Z dnia na dzień tracę co raz więcej znajomych w moim wieku, zyskuje nielicznych, starszych, innych niż dotychczas. Z jednej strony dzieje się to naturalnie, postanowiłam nie robic niczego na siłe, żyję chwilą. Dogaduje się z co raz mniejszą liczbą rówieśników, może dlatego, że często nie mam najmniejszej ochoty stać na korytarzu i obgadaywać każdego kto przechodzi, nie mam ochoty malować się co 2 godziny, nie mam ochoty rozmawiać o jakiś boys bandach, których piosenek nie znam, nie mam ochoty znów śmiać się z żartu który mnie nie śmieszy, nie mam ochoty być dwulicowa. NIE MAM OCHOTY, NIE CHCE MI SIĘ, JA TAKA NIE JESTEM.
Przez to zostaje sama, jestem odłamkiem społeczeństwa, ja nie pasuje, do ludzi z którymi przyszło mi spędzić trzy lata w jednej szkole. Ja mam inne zainteresowania. Może inaczej, ja mam zainteresowania. Pamiętam, jak na początku pierwszej klasy gimnazjum, nasza wychowawczyni poleciła, aby każy po kolei opowiedział coś o sobie, o swoich zainteresowaniach. Byłam jedną z pięciu osób, które powiedziały coś innego niż : "Nazywam się XYZ, nie mam zainteresowań".
Nie mówię tu, że jestem lepsza. Chodzi mi bardziej o to, że się wyłamuje, i nie znajdę w poblizu swojej bratniej duszy. Nie mam juz chyba prawdziwego przyjaciela, który wie o mnie wszytsko. Raz mi się wydawało, że mam. Nasza relacja polegała na tym, że moja "przyjaciółka" zwierzała mi się, oczekiwała pomocy, wysłuchania. Normalne - od tego są przyjaciele. Lecz jednak, gdy ja zaczynałam jej mówić o jakiś swoich przemyśleniach dla niej to było nudne, śmieszne. No tak... Przecież nie mówiłam o tym świetnym chłopaku, który jej sie teraz spodobał.
Tak, czuję się samotna. Nie mam na kim polegać, nikomu nie moge powiedzieć wszystkiego. Momentami mi to nawet pasuje. Wolę usiąść z książką w domu, niż pójść zapalić za blok. Z tym jest mi dobrze. Mimo wszytsko, chciałabym w końcu znaleźć kogoś kto mnie zrozumie.
Czy to wykonalne?






 BEKSTEJDŻ:


4 komentarze:

  1. Powinnaś się przyzwyczaić. Też myślałem, że mam przyjaciela. Znam pewnego gościa ok. 16 lat. Dopiero ze 3 lata temu przekonałem się, że z przyjaźnią nie ma to zbyt wiele wspólnego i jest gówno warte. Nie ma ludzi, którym możesz powiedzieć dosłownie wszystko. No chyba, że będziesz zwierzać się psychologowi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czesto czuje sie tak jak Ty, mam wrazenie, ze nie pasuje do innych, do swiata, ktory jest jaki jest. Wiec sie nie przejmuj, bo nie jestes sama. Wydaje mi sie, ze im bedziesz starasza, tym latwiej bedzie Ci sie dogadac. Moze w licuem bedzie lepiej, zycze Ci tego :)

    Obserwuje
    http://amourdelespoir.blogspot.com/.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie piszesz!
    XXI wiek, liczą się głownie rzeczy materialne, ludzie nie zwracają uwagi na to co mamy w środku, jakimi jesteśmy ludźmi. Wiedzą dokąd przyjśc tylko kiedy czegoś potrzebują ale kiedy Ty potrzebujesz pomocy, nie masz do kogo się zwrócić ;/

    Obserwuję i zapraszam do siebie :)

    http://syllenadagga.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się już kilkakrotnie zawiodłam na nawiązywaniu znajomości, a potem "przyjaźni", które okazywały się totalnymi porażkami, dlatego teraz jestem ostrożna. Wolę samotność, niż dwulicowych ludzi, na jakich nie mogę liczyć w trudnych sytuacjach.

    Zapraszam do mnie!

    OdpowiedzUsuń